poniedziałek, 15 sierpnia 2016

W nostalgicznym domu Marka S.

__________________________________________________________________

W NOSTALGICZNYM DOMU MARKA S.

Na fotografiach niewyraźnych jak wspomnienia,
pijemy porzeczkowe wino
przelewane z imbryka do herbacianych szklanek.
Palimy state expressy i spowici dymem
marzymy o nieosiągalnych...
Pytając z Niemenem „Czy mnie jeszcze pamiętasz?...”

W gościnnym domu Marka S. milczy drewniany zegar,
którego serce pękło w chwili śmierci mamy,
migdałowymi oczami spoglądającej
z zawieszonej na ścianie - jak świętej - fotografii.
Na stoliku przy drzwiach
taca, kształtem liścia obejmuje bochen chleba
- SOS dla niepocieszonego z „Błyszczących linii szyn”...



Podłoga pachnie szarym mydłem,
w tapczanie drzemią roczniki Przekroju,
kojącą poświatą lśni kaflowy piec.
Na szemrzącym radiu drży dziewiętnaście pocztówek
- mój dar na dziewiętnastolecie przyjaciela.
I saksofon zachrypł, pragnąc „Angeliny”...

Za oknem noc zamyka oczy nad cmentarzem,
majaczy cień mamy przysiadłej na grobie,
z tęsknotą patrzącej w stronę synów i tatusia.
Przy stole śmieją się domownicy i autostopowiczki
goniące wiatr, z którym wszystko mija.
Niepotrafiące odpowiedzieć cygańskiej piosence
„Za co kochasz wędrowanie?”

Dom odurzył się młodym winem,
nieujawnionym zaklęciem solidago
i niepokojem astrów fioletowo-różowym.
Odrobinkę też płacze błękitem,
z piosenką Niebiesko-Czarnych „Tylko nie mów mi o tym...”

Na bieli kartki kreślę linie,
wplatam gitary, gwiazdy, przeznaczenie Marka
- wróżąc mu odejście od pewności domu.
Jak w piosence Michaja Burano
„Gdy pójdę w drogę, wezmę z sobą księżyc.”



A my? Ścigające szczęście czarownice?...
Na gitarze prowadzącej,
z melodią Klenczona „Gdy odlatują bociany”,
popędzimy w swoje przeznaczenia.


* * *

Straciliśmy wszystko oprócz wspomnień.
Sami już nie wiemy, co nam się nie spełniło.
I nigdy się nie spotkamy.
Jak przeczuł Niemen w piosence „Wiem, że nie wrócisz...”

_________________________________________________________________

Wybrałyśmy się (ku przerażeniu rodzin, które nas poszukiwały), pod koniec wakacji w szalonych latach sześćdziesiątych, na  wycieczkę przypadkowymi autami. Były to na ogół ciężarówki zapełnione autostopowiczami, albo chłopskie wozy.
Zabierano nas chętnie - bo miłe dziewczyny, a ja dodatkowo umilałam czas kierowcom graniem na gitarze i śpiewaniem. (Bywało, że ciężarówką jechali jeszcze inni gitarzyści i to już był prawdziwy koncert!)

Po drodze zabawiłyśmy kilka dni w gościnnym domu mojego ówczesnego przyjaciela Marka S. I było tam dokładnie jak w wierszu...
Autentyczne są również fotografie wykonane ruską Zorką C, zamglone, niedoświetlone, ale dodając im kolory starałam się przywołać blue nastrój tej wizyty.
__________________________________________________________________
mnie nie ma na zdjęciach, ponieważ ja fotografowałam...


Brak komentarzy: